W latach 20. XX wieku Ida Kopecka z Krynicy zachorowała na osteomalację - rozmiękczenie kości. Chorobę tę leczono w tamtych czasach za pomocą naświetlań promieniami Roentgena.
Było lato 1922r. Pod koniec trzeciego tygodnia terapii kobieta zauważyła w naświetlanych miejscach dziwne zaróżowienie. Nie trwało długo, a różowa skóra przybrała kolor czarny. Badający ją lekarz stwierdził ciężkie poparzenie promieniami Roentgena i wypisał skierowanie do specjalisty. Ten stwierdził po badaniu, iż nie jest w stanie pomóc kobiecie. Przepisał maść i zalecił bandażowanie rany.
Wkrótce rana rozwarła się i zaczęła z niej sączyć ciemna ropa. Czując zbliżającą się śmierć, kobieta wezwała znajomego jezuitę, aby ten ją wyspowiadał. Następnie chora udała się do specjalisty do Krakowa.
Wedle Idy Kopeckiej „proces chorobowy rozwijał się szybko, rana powiększała się. W niedzielę rano po powrocie z kościoła poszłam znów z siostrą do lekarza. Oglądnął i mówi sam do siebie- Rana otwarta, 15 cm długa, 12 cm szeroka, głęboka, ropa gęsta, strzępy skóry i ciała”. Po tej konsultacji kobieta ponownie udała się do kościoła. Nie mogła do niego jednakże wejść od razu, gdyż nie skończyła się jeszcze suma. Usiadła na ławce, a po chwili dołączył do niej jezuita, ojciec Hortyński. Zapytał on, jak chora się czuje i poradził modlić się o zdrowie za wstawiennictwem bł. Andrzeja Boboli. Dał on kobiecie relikwie błogosławionego i obiecał nazajutrz odprawić Mszę Św. o uzdrowienie chorej przy jego wstawiennictwie. Kobieta relacjonuje: „Przyłożyłam relikwie do ciała obok rany, przyklękłam i pomodliłam się krótko: Bł. Andrzeju Bobolo, uproś mi uzdrowienie, o ile jest to zgodne z wolą Bożą”.
Już tego samego dnia wieczorem kobieta poczuła się lepiej. Następnego dnia zdjęła opatrunek. Bandaż był zupełnie czysty. Nie było na nim żadnych ropnych plam. Przesunęła ręką po ranie - skóra była sucha i gładka. Rany nie było.
Tego dnia kobieta udała się do kościoła, a następnie do lekarza. Chciała go zapytać, czy może się już kąpać. Lekarz był oburzony, ale ona odpowiedziała, ze rany już nie ma. Lekarz obejrzał miejsce po ranie i nie krył zdziwienia, gdyż rzeczywiście stwierdził, iż nie ma już po niej śladu.
Uzdrowienie uznano za cud. Było jednym z dwóch, które wykorzystano podczas procesu kanonizacyjnego jezuickiego męczennika.
Siostra Alojza Dobrzyńska była przełożoną rzymskiego klasztoru Sióstr Służebniczek Niepokalanie Poczętej NMP. W październiku 1933r. 56-letnia kobieta zaczęła odczuwać dolegliwości żołądkowe. W ciągu kilku dni choroba powaliła tryskającą energią zakonnicę. Dwa miesiąc później już nie była w stanie opuścić łóżka. Badający ją lekarz stwierdził rakowate owrzodzenie trzustki. Badania radiologiczne potwierdziły rozpoznanie.
Wykryta choroba była nieuleczalna, mimo to poradzono kobiecie, by poddała się operacji. Zdecydowana na ten krok siostra postanowiła pojechać do Pleszewa. Jednakże wcześniej, 15 grudnia siostry zaczęły odmawiać modlitwy za wstawiennictwem Andrzeja Boboli, w intencji zdrowia siostry Alojzy. Namówił je do tego przebywający w Rzymie ks. Stanisław Włudyga. Jezuita wręczył również siostrom ułożoną przez siebie nowennę do męczennika. Nowenna była złożona z kilku części. Najpierw należało odmówić Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo i tajemnice bolesną Różańca św., a następnie litanie loretańską, Pod Twoją obronę i modlitwę do bł. Andrzeja Boboli. Modlitwy te były odmawiane w pokoju chorej. Na stoliku ustawiono ołtarzyk z relikwiami błogosławionego, przed którym zapalono wieczną lampkę.
Stan chorej nie poprawiał się przez dłuższy czas. Kolejne badania radiologiczne z dnia 29 grudnia 1933r. potwierdziły wcześniejszą diagnozę. Następnego dnia odbyło się badanie lekarskie. Lekarz ze zdziwieniem orzekł poprawę zdrowia. Chora, która od dawna nie jadła normalnie i przyjmowała jedynie płyny, zjadła tego dnia kolację i poprawił się jej wygląd ogólny. Gorączka ustąpiła, a chora normalnie wstała z łóżka, po czym powróciła do wcześniejszych zajęć i obowiązków.
7 stycznia 1944r. siostra Alojza przyjechała do Pleszewa na umówiony wcześniej zabieg. Zgłosiwszy się na wcześniej umówione, przedoperacyjne badanie usłyszała, iż po chorobie nie ma już śladu. Siostra była całkowicie zdrowa. To uzdrowienie uznano za cud wyproszony za wstawiennictwem bł. Andrzeja Boboli. Cud, jako drugi już, przyczynił się do kanonizacji bł. Andrzeja Boboli.